Istnieje krąg aktywnych w sieci katolików, którzy posługują się hasłem: „ludzie są dobrzy”. Jest ono przywoływane w różnych kontekstach, a intencje są niewątpliwie bardzo szczytne. Chodzi o to, by pokazywać, że na świecie dzieje się dużo dobra, a nie tylko samo zło (jak może się wydawać, gdy ogląda się za dużo serwisów informacyjnych). Zdaje się, że takie używanie hasła: „ludzie są dobrzy”, jako pewnej puenty różnych budujących opowieści, wywodzi się od Grzegorza Kramera SJ lub Piotra Żyłki, znanych katolickich publicystów (do których, zaznaczam na wstępie, nic nie mam). Wydaje mi się jednak, że trop „ludzie są dobrzy” jest chybiony, to znaczy rozmija się z Ewangelią. Przekonanie o naturalnej ludzkiej dobroci, o tym, że ludzie są generalnie dobrzy i trzeba się spodziewać od nich dobra, bywa nieco naiwne. Ewangelia ma w sobie coś z naiwności, więc to niby pasuje, ale chyba jednak to nie jest akurat ten rodzaj naiwności. Jeśli chodzi o ludzi, to są oni i dobrzy i źli, to znaczy są skomplikowani. Robią i dobre, i złe rzeczy. Ewangelia zdaje sobie z tego sprawę.
Warto zwrócić uwagę na to, że Jezus nigdzie nie mówi, że ludzie są po prostu dobrzy. Mówi za to wprost swoim słuchaczom, że są źli (por. Mt 7, 11). Pierwsze orędzie Jezusa jest następujące: Zmieniajcie myślenie i przyjmijcie dobrą nowinę. Jezus wzywa do zmiany, czyli jednak w ludziach nie wszystko jest dobre. Gdyby Chrystus był wyznawcą już obecnej, naturalnej dobroci ludzi, Jego misja byłaby niepotrzebna. Nazarejczyk wzywa gorliwie ludzi do przemiany, a nie ogłasza, że w punkcie wyjścia ludzie są dobrzy. Głosi rzecz jasna, że dobry jest Bóg. Dobry dla… niewdzięcznych i złych (Łk 6, 35). W głoszeniu Jezusa nie ma żadnego mydlenia ludziom oczu, że są generalnie dobrzy. Ewangelia pokazuje bezkompromisowo, że robimy złe rzeczy i jest w nas dużo zła. Oczywiście pokazuje przy tym, że Bóg nas takich już kocha, a Jego miłość prowadzi nas do przemiany życia.
Jezus nie nazywa nigdzie ludzi dobrymi, ale pokazuje dobroć Boga, która przemienia ludzi. Jakby tego było mało, w dzisiejszej Ewangelii okazuje się, że nawet samego siebie nie pozwalał nazywać dobrym. Akurat siebie to mógłby pozwolić tak nazwać, prawda? A jednak Pan odrzuca opowieści o „dobrych ludziach” i kategorycznie stwierdza, że dobry jest tylko Bóg. Ciekawe.
Przekonanie, że ludzie są generalnie dobrzy, nie jest chyba tezą Jezusa, a raczej Jana Jakuba Rousseau. Owszem, w pewnej książce Jezus naucza, że ludzie są dobrzy, ale tej księgi akurat nie ma w Nowym Testamencie (nazywa się „Mistrz i Małgorzata”). Chyba że chodzi o dobro ontyczne – wtedy jasne, że ludzie są od początku do końca dobrzy, jak wszystko co istnieje. Jeśli jednak chodzi o dobro moralne, to ludzie są złożeni – i dobrzy, i źli. Są dwuznaczni i trudno czasem oddzielić ich dobre czyny od skrywanych egoistycznych motywacji. To bardzo skomplikowane. Na pewno nikt nie jest już po prostu „dobry” w punkcie wyjścia. A dobra nowina nie polega na tym, że „ludzie są dobrzy” i można się po nich spodziewać tylko dobra. Polega na tym, że Bóg taki jest. Od ludzi natomiast nieraz doznamy jeszcze niemało zła.
Jeśli ktoś lubi proste hasła, mające wyrażać chrześcijańskie orędzie, to „ludzie są dobrzy” nie jest dobrym wyborem. Lepsze byłoby: „Ludzie są popaprani i nieidealni, ale Bóg kocha ich do szaleństwa”. Lub, jeśli ma być krótko: „Ludzie są kochani”.
Ludzie są dobrzy, tzn. nie pragną zła, nie są jego wielbicielami.
Nie znaczy to, że nie czynią zła – zwykle jest to jednak wynik przypadku, błędu lub przymusu zewnętrznego i braku odwagi, by się przeciwstawić. A brak odwagi, to zupełnie inny problem od omawianego.
Poza tym większość nie popełnia WIELKIEGO zła. Każdemu pewnie zdarzyło się jechać autobusem na gapę, ale seryjni morderczy gromadami po ulicach nie chodzą.
Zatem nie można powiedzieć, że ludzi są źli. Aby o kimś tak powiedzieć, to trzeba mu udowodnić zbrodnię lub przejście na zawodowstwo w znęcaniu się nad ludźmi.
Pozdrawiam.