Przeklęty figowiec

Proces powstawania Ewangelii w ich ostatecznym kształcie był żmudny, skomplikowany i niekiedy karkołomny. Różne przekazy, interpretacje, reinterpretacje, nawarstwiające się tradycje, łączone w jedno odrębne opowieści i słowa. Wreszcie porządkująca wszystko ostateczna redakcja. Czasem ten proces dawał efekt dość dziwny i nieźle zakręcony, czego przykładem jest dzisiejsza perykopa z Ewangelii Marka.

Powtórzmy sobie krótko, co dzieje się w czytanej dzisiaj w liturgii Ewangelii. Jezus wychodzi ze świątyni, opuszcza Jerozolimę i udaje się z uczniami do Betanii, gdzie mają coś w rodzaju bazy noclegowej. Rano znów wyruszają do stolicy, a po drodze Jezus robi się głodny. Chrystus dostrzega drzewko figowe i podchodzi doń, by poszukać jakiejś figi. Jednak nie jest to sezon na te owoce, więc nic nie udaje się znaleźć. Najwyraźniej Jezus nie wie, że to nie czas na figi, dlatego wkurzony przeklina biedne drzewko, życząc mu, by nigdy już nie zrodziło żadnego owocu. Potem Mistrz i dwunastu uczniów wchodzą do Jerozolimy, gdzie następuje słynne „wypędzenie kupców”, czyli po prostu wielki sabotaż i wystąpienie Jezusa przeciwko ofiarniczemu kultowi świątynnemu. Następnie ekipa wraca znów do Betanii na nocleg, a po drodze Piotr zauważa, że przeklęte drzewko totalnie uschło. Uczniowie są chyba zadziwieni skutecznością Jezusowego zaklęcia, po czym Chrystus tłumaczy im, że jeśli ma się prawdziwą wiarę, można nie tylko przeklinać drzewa, ale także wrzucać górskie szczyty do morza.

Jeśli w kimś nie budzi to wszystko żadnych pytań, to mu zazdroszczę. Po co Jezus miałby zajmować się niszczeniem przyrody? Jaki jest sens portretowania Mesjasza jako czarodzieja zaklinającego niewinne (nie był czas na figi) drzewko? Co to ma wspólnego z wystąpieniem w świątyni, które znajduje się w centrum tej sceny? Dlaczego Chrystus zdaje się pokazywać uczniom, że wiara służy do wykonywania magicznych sztuczek?

Gdy spróbujemy spojrzeć na sprawę od tyłu, czyli zastanowić się, co stoi u podłoża tej historii i wszystkich jej elementów, będziemy mogli spróbować zrozumieć, dlaczego powstała narracja o tak dziwnym wydźwięku. Przede wszystkim jest jasne, że kluczowe i centralne dla całej perykopy jest wystąpienie w świątyni. Jezus przeszkadza tam osobom składającym ofiary, przepędza ludzi sprzedających ofiarne zwierzęta i mówi, że nie taki jest prawdziwy sens kultu. Wystąpienie Jezusa oznacza koniec religii opartej na handlu z Bogiem, w myśl zasady: „Dam ci coś, a ty mi odpłacisz”. Świątynny, ofiarniczy judaizm wpadł w pułapkę takiej właśnie religijności. Jezus stanowczo przeciwko temu występuje, nie wahając się użyć nawet bardzo drastycznych środków.

Obraz drzewa figowego, które nie przynosi owocu – a co więcej, nie przyniesie go już nigdy – to symboliczny wyraz tej właśnie religijności. Takie podejście do Boga, w którym próbujesz z Nim handlować, dawać Mu coś, żeby Go ku sobie skłonić – tak jakby nie kochał cię już w punkcie wyjścia – taki rodzaj religijności nie przynosi żadnych owoców. Ten etap trzeba porzucić, on już nic dobrego nie przyniesie. Dobra Nowina o darmowej miłości Boga do nas likwiduje tę mentalność i radykalnie nas od niej odwraca. Religia handlowa jest bezowocna, nie zmienia naszych serc, nie zbliża nas do prawdy o Bogu. Być może Jezus, mówiąc o tym, odwołał się do prostego obrazu drzewa, na którym nie ma owoców. Może na przykład wskazał od razu na uschły figowiec i porównał go, bezpośrednio lub sugestywnie, do sytuacji świątynnego judaizmu.

Ludowa wyobraźnia pragnie jednak cudowności w jak największym natężeniu. Ludzie opowiadają o Jezusie historie pełne cudów, coraz bardziej nimi przepełnione, aż po jakąś irracjonalność. Figowiec nadal pozostał w kontekście wystąpienia w świątyni, ale stał się już nie tylko symbolem, ale obiektem nadzwyczajnych działań cudotwórczych. Zasadniczo wszystkie cuda, które przypisuje się Jezusowi, są dokonywane na rzecz konkretnych ludzi, dla ich dobra. Tu jednak mamy jakąś historię, która w ostatecznym wydźwięku niczemu właściwie nie służy, poza jakąś demonstracją mocy i przekazem symbolicznym. Jezus może wskazał na jakiś bezowocny figowiec, albo po prostu użył takiego porównania, ale dla legendy to za mało. Po latach okazuje się, że Jezus chciał sobie zjeść figę, ale jej nie znalazł, co strasznie Go zdenerwowało. Przeklął drzewko, które już wieczorem okazało się uschnięte. Ludzie lubią też opowieści możliwie szczegółowe, trzymające się kupy. Dopowiedziano więc, uprzedzając pytania dociekliwych, dlaczego na figowcu (jeszcze nie uschłym) nie było fig. Otóż nie była to pora na figi. Szach-mat. Szkoda tylko, że przez tę wzmiankę historia staje się już zupełnie irracjonalna, bo Jezus jest w niej kimś, kto oczekuje od Bogu ducha winnego drzewka czegoś niemożliwego, by potem przekląć je za karę, że tego nie spełniło.

Cała ta hiper-cudowność, która ma u podstaw szczytne intencje – bo chce pokazać wyjątkowość Jezusa i tak dalej – ostatecznie nie tylko nie ułatwia, ale wręcz utrudnia dojście do sensu tej perykopy. Figowiec przestaje być symbolem nieurodzajnej religijności opartej na „płaceniu” Bogu ofiarami, a zaczyna być przestrzenią ujawniającą niemal czarodziejską moc Nazarejczyka. Do tego Marek dodaje inny otrzymany przekaz o Jezusie mówiącym, że wiara przenosi góry. W ten sposób przeklęcie figowca staje się wzorem odważnej wiary, tak jakby polegała ona na suszeniu biednych drzewek.

Tak jak w tej perykopie, tak i w innych fragmentach Ewangelii, a wreszcie i we współczesnym chrześcijaństwie, koncentracja na cudowności osłabia autentyczny przekaz i prowadzi na manowce. Im więcej ktoś opowiada o jakichś nadzwyczajnościach, cudownościach i cudacznościach, tym łatwiej mu pominąć to, o co naprawdę chodzi. Wiara to jednak nie jest szukanie niewyjaśnionych, tajemniczych zjawisk. A Ewangelia to orędzie zbawienia, to słowo rozświetlające twoje życie, a nie fantastyczna powieść pod tytułem „Jezus Chrystus i przeklęte drzewko”.

Możemy opowiadać sobie coraz to niezwyklejsze historie o tym, że gdzieś pokazało się coś, że ktoś lewitował, a ktoś inny dokonał czegoś tam jeszcze. Ale może lepiej porozmawiajmy przede wszystkim o Dobrej Nowinie, która wprowadza nas w nowe odniesienie do Boga. O tym, że nie musimy już płacić za nic, bo jesteśmy kochani za darmo. Uschła już i nie wyda żadnego owocu religijność oparta na handlowaniu z Bogiem. Jesteśmy ukochanymi dziećmi i to właśnie objawił nam Chrystus.

 

 

2 Replies to “Przeklęty figowiec”

  1. Joanna Pasierb pisze:

    Bardzo mądrze to ujęte! 🙂

    • Marcin Walczak pisze:

      Dziękuję bardzo za miłe słowa. No i przy okazji dowiedziałem się, że deon nie usunął jeszcze tego bloga. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do paska narzędzi